S3ks sprzedaje się znakomicie. Powabną,. Biuściastą panią
zwiększyć można sprzedaż dowolnego produktu, a erotycznymi
aluzjami wypchany jest każdy szanujący się przebój radiowy.
Damsko-męskie (albo i inne konfiguracje) jest też nieodzownym
elementem kina. Na szczęście nie każde ekranowe zbliżenie musi
być nudne, pozbawione magnetyzmu i mechaniczne niczym s3ks
małżeństwa z 20-letnim stażem. Przed wami kilka „łóżkowych”
scen, które odcisnęły swój ślad na historii kina.
Możesz być
wzorowym rębaczem, który samą tylko grą
wstępną ze swoją ukochaną rozpalali ogień w kominku, ale i tak nigdy nie będziecie tak
cholernie seksowni, jak Demi Moore i Patrick Swayze w filmie,
którego polski tytuł wymyślił jakiś pozbawiony wyobraźni wafel.
Mowa oczywiście o słynnej scenie z (tfu!) „Uwierz w ducha”. Tam prologiem erotycznego zbliżenia był
żmudny proces wyrobu glinianego wazonu.
Pomysł na
stworzenie historii o duchu zamordowanego mężczyzny, który nie
chce opuścić swojej ukochanej, powstał w wyniku solidnego „przedawkowania” LSD. W 1965 roku młody scenarzysta, Bruce Joel
Rubin, miał za współlokatora kolegę, który to był jednym z
bliskich znajomych Timothy’ego Leary’ego. To prawdopodobnie od
tego właśnie guru ówczesnych psychonautów
otrzymał on buteleczkę
z czystym kwasem. Rubin postanowił poczęstować się tym
skondensowanym specyfikiem i nieco przedobrzył – zamiast jednej
kropelki wlał w siebie potężny łyk. Podczas niekończącego się
tripu narodził mu się pomysł na film o duchu snującym się po
amerykańskim mieście.
Jeśli zaś chodzi o
słynną „erotyczną” scenę, to oryginalnie nie było jej w scenariuszu, a Molly
- bohaterka grana przez Moore, nie zajmowała się wyrobem glinianych
wazonów. Tak naprawdę wszystko tu było efektem czystego przypadku – reżyser
Jerry Zucker koordynując pracę nad ścieżką dźwiękową do
drugiej części „Nagiej broni” zauważył, że jeden z jego pracowników kartkował hobbystyczny magazyn dla garncarzy. Uznał,
że ciekawym zabiegiem byłoby uczynienie z Molly artystki lepiącej
naczynia z gliny. Dodanie do scenariusza sceny z nietypową grą
wstępną
wymagało od Moore nauczenia się podstaw tego fachu, a i
tak nie obyło się bez wpadki – Swayze w improwizacyjnym odruchu,
postanowił pomóc swojej ekranowej ukochanej i przypadkiem zniszczył
część jej misternej pracy – scena ta została wykorzystana w
filmie.
https://www.youtube.com/watch?v=yGWMarTNw28
Finalny rezultat był
tak „gęsty”, że Zucker zdecydował się na usunięcie z
produkcji gotowej już sceny właściwego zbliżenia (nagranie to
nadal znajduje się gdzieś w archiwach wytwórni Paramount). Jak
wiemy – garnkowy romantyzm przeszedł do historii kina, a
dodatkowym efektem popularności „Uwierz w ducha” był powrót na
czołowe miejsca list przebojów kompozycji, która towarzyszyła
temu fragmentowi filmu. Mowa oczywiście o powstałym ćwierć wieku
wcześniej
„Unchained melody” autorstwa Righteous Brothers. Ach,
no i nie zapominajmy o nagłym zainteresowaniu garncarstwem wśród
kinomanów na całym świecie. Chwilowym, na szczęście – każdy,
kto próbował tej zabawy, wie jak cholernie frustrująca jest to
robota.
Nie, ta scena nie ma
w sobie nic specjalnie emocjonującego w porównaniu z setkami innych
ekranowych zbliżeń. Cóż, jak wiadomo pierwszy „Terminator”
był niskobudżetowym cyber-slasherem z dobrą, aczkolwiek jeśliby
się zastanowić – dość absurdalną fabułą. Trudno więc
oczekiwać, aby wątek miłosny został tu jakoś specjalnie
rozbudowany. Tymczasem krótki fragment miłosnego zbliżenia
pomiędzy Kylem Reesem a Sarą Connor – dwójką uciekających przed
swym przeznaczeniem bohaterów wyszedł naprawdę znakomicie i… w
zasadzie jest najważniejszą sceną w całej serii. Czemu? Ano temu,
że dzięki przedstawionej na ekranie prokreacji na świat przyszedł
potem John Connor –
późniejszy przywódca ruchu oporu w walce z
morderczymi maszynami.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą